Dziś obchodzimy urodziny misia o bardzo małym rozumku. A ściślej - jego autora. 18 stycznia 1882 roku w Londynie urodził się Alan Aleksander Milne. Początkowo jego kariera pisarska nie rozwijała się najlepiej. Autor był niedoceniany przez wydawców i doznawał licznych niepowodzeń. Po ślubie pisał wiersze dla swojej żony Dorothy. W 1920 roku przyszedł na świat jego jedyny syn Christopher (Krzyś), który na pierwsze urodziny otrzymał od taty w prezencie misia. Pięć lat później w Londynie wydano pierwszą cześć przygód Kubusia Puchatka...
Kubuś Puchatek jest dziś chyba najbardziej sławnym misiem na świecie. Ja osobiście uwielbiam jego cytaty: bezpośrednie, śmieszne i wzruszające. Poniżej moje ulubione:
A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.
Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było.
Myślenie nie jest łatwe, ale można się do niego przyzwyczaić.
Prosiaczku, nie masz ani krzty odwagi!
Niełatwo jest być odważnym – odparł Prosiaczek, lekko pociągając noskiem – kiedy jest się tylko Bardzo Małym Zwierzątkiem.
Puchatku?
Tak Prosiaczku?
Nic, tylko chciałem się upewnić, że jesteś.
To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki znam, to ten, że się jest pszczołą.
A może Wy macie jakieś ulubione puchatkowe mądrości? Piszcie!
Oczywiście misie-patysie !!!
OdpowiedzUsuń"Właśnie wszedł na mostek. A że nie patrzył, którędy idzie, potknął się o coś, szyszka wypadła mu z łapki i wleciała do wody.
– Masz ci los! – powiedział Puchatek, gdy szyszka płynęła sobie wolno pod mostem. Po czym wrócił z powrotem po nową szyszkę jodły, do której miał już rym. Nagle pomyślał, że zamiast szukać szyszki, może byłoby lepiej stanąć i popatrzeć na rzekę, bo dzień był cichy i spokojny. Więc położył się na brzuszku i spojrzał na rzekę, która wolno płynęła pod spodem... I nagle zobaczył swoją szyszkę jodłową w dole pod mostem.
– To zabawne – rzekł Puchatek – upuściłem ją z tamtej strony, a ona sobie wyszła z tej. Ciekaw jestem, czy inna szyszka zrobi to samo. – I poszedł po więcej szyszek.
Druga szyszka zrobiła to samo i wszystkie szyszki robiły to samo. Wtedy Puchatek rzucił dwie szyszki na raz i wychylił się przez most, żeby zobaczyć, która z nich wyjdzie pierwsza. I jedna z nich wyszła, a że obydwie były jednakowe, Puchatek nie wiedział, czy wygrała ta, którą sobie upatrzył, czy tamta. Potem rzucił jedną dużą szyszkę i jedną małą. I duża wyszła pierwsza, tak jak sobie tego życzył, a po niej dopiero wyszła mniejsza, czego też sobie życzył. To znaczy, że wygrał dwa razy... i gdy wrócił do domu na podwieczorek, był wygrany trzydzieści sześć razy, a przegrany dwadzieścia osiem, co znaczy, że... że trzeba odjąć dwadzieścia osiem od trzydziestu sześciu. I to właśnie znaczy.
I był to początek gry, zwanej przez Maleństwo „Misie-patysie”, gry, którą wymyślił Puchatek i w którą on i jego przyjaciele grywali zwykle na skraju Lasu. Tylko że zamiast szyszek brali patyczki, które łatwiej było znaczyć.
Otóż pewnego dnia Puchatek, Prosiaczek, Królik i Maleństwo grali w „Misie-patysie”. Na komendę Królika: „No dalej!” – każdy wrzucał swój patyczek do wody, a potem wszyscy pędzili na drugą stronę mostka i przechyleni przez poręcz patrzyli, czyj patyczek wypłynie pierwszy."
Niech tylko lody stopnieją i ide grać:)
OdpowiedzUsuń